Wsparcie dla osób zakładających spółdzielnie socjalne oraz osób prawnych uprawnionych do zakładania spółdzielni socjalnych
Centrum Przedsiębiorczości S.A. w Woli informuje, iż pojawiła się możliwość skorzystania ze wsparcia finansowego dla osób, które chcą założyć spółdzielnię socjalną oraz osób prawnych uprawnionych do zakładania spółdzielni socjalnych.
Więcej informacji oraz pomoc w przygotowaniu dokumentacji można uzyskać w Punkcie Konsultacyjnym KSU przy Centrum Przedsiębiorczości S. A. w Woli, ul. Kopalniana 6.
Kontakt i zapytania drogą telefoniczną prosimy kierować poprzez:
-infolinię PK KSU: /32/ 211 99 30;
-elektronicznie za pomocą formularza usługi elektronicznej PK KSU dostępnego na stronie internetowej www.cpsa.com.pl/konsultacja
Czym są spółdzielnie socjalne postaramy się przybliżyć w kilku słowach
Bez nadzoru szefa i bez korporacyjnego wyścigu szczurów – młodych ludzi to kusi, dlatego zakładają spółdzielnie socjalne. Działa ich już aż 400
Spółdzielnia socjalna to trochę przedsiębiorstwo, a trochę organizacja pozarządowa. Przynajmniej połowa członków musi rekrutować się spośród osób zagrożonych wykluczeniem społecznym – długotrwale bezrobotnych, niepełnosprawnych. Założyciele mogą otrzymać dofinansowanie z Funduszu Pracy, PFRON-u bądź unijne. Nawet do 20 tys. zł na osobę.
Kto zakłada te spółdzielnie? – Ludzie wykształceni, 20 – i 30-latki. Nie chcą etatów w korporacjach albo nie mogą tam znaleźć pracy Zajmują się szkoleniami, badaniami, usługami informatycznymi czy projektami artystycznymi – tak „nową falę spółdzielców” opisuje Malwina Pokrywka ze Stowarzyszenia na rzecz Spółdzielni Socjalnych.
Sens większy niż reklama puszki z zupą
Przepisy umożliwiające tworzenie spółdzielni obowiązują od ośmiu lat. Na początku zakładali je głównie bezrobotni rekrutowani przez ośrodki pomocy społecznej, niepełnosprawni. – Tak rozumieliśmy definicję „osób zagrożonych wykluczeniem” – mówi Pokrywka. – Dziś wiemy, że osoba kończąca studia też należy do tego grona.
Ale spółdzielnie to nie tylko ostatnia deska ratunku. I nie kojarzą się już z PRL-em. Kusi w nich brak hierarchii, nadzoru szefa, równe pensje możliwość prowadzenia biznesu zgodnie z własnymi zainteresowaniami. – Spółdzielnie są demokratycznie zarządzane, dzielimy się odpowiedzialnością. A zakładając zwykłą firmę, nie dostalibyśmy dofinansowania – wylicza Konrad Wielgoszewski, współzałożyciel Doozo, pierwszej spółdzielni socjalnej w Szczecinie. – I najważniejsze: działamy w sferze pożytku publicznego. Robimy coś, co ma większy sens niż reklama puszki z zupą.
Doozo (z japońskiego „proszę bardzo”) to agencja reklamowa, specjalizuje się w obsłudze organizacji pozarządowych i przedsiębiorstw społecznych. Tworzy ją pięciu grafików i fotografów.
Spółdzielnia Socjalna Warszawa od roku prowadzi w stolicy ekologiczny hostel Emma z drewnianymi łóżkami, biodegradowalnymi środkami czystości, energooszczędnymi żarówkami i wegańskimi śniadaniami w cenie noclegu.
Pieniądze niewielkie, ale jest umowa o prace
– Założenie spółdzielni zajęło nam pół roku – mówi Katarzyna Szczepkowska z Warszawy. Trzy osoby dostały dofinansowanie z urzędu pracy po 12 tys. zł. Hostel nie inwestował w reklamę, ale klientów z miesiąca na miesiąc przybywało. Teraz nocuje tu średnio 20-30 osób tygodniowo. Cała piątka, która spółdzielnię założyła, dostaje regularne pensje. – Nie są to wielkie pieniądze, ale mamy umowy o pracę – mówi Szczepkowska.
Wioletta Plewa założyła bydgoską spółdzielnię Nasz Dom razem z koleżankami i studiującym synem, gdy straciła etat. Prowadzą dom dzienny dla seniorów z chórem, teatrem, lekcjami języków obcych. Plewa cieszy się z niezależności: – Jestem prezesem, ale takim, który fuguje, gdy mamy remont, i czyści kibelki, gdy trzeba. Nie każdy się do takiej pracy nadaje. Ktoś, kto wolałby pracować „od-do”, w spółdzielni się nie odnajdzie.
Z szacunków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej wynika, że w Polsce działa już około 400 spółdzielni socjalnych, które zatrudniają średnio po osiem osób. Założenie spółdzielni zabiera im ok. czterech miesięcy.
Są też słabe strony. – Brak doradztwa i zrozumienia ze strony lokalnych władz oraz niskie dochody – ocenia Marcin Juszczyk, wiceprezes Związku Rewizyjnego Spółdzielni Socjalnych.
W latach 2010-11 co czwarta spółdzielnia nie miała wpływów. Połowa nie przekroczyła 21 tys. zł dochodu w skali roku. Ale niektóre mają dochody ponad 100 tys. zł! Spółdzielnia Socjalna Usługowo-Handlowo-Produkcyjna w Byczynie na Opolszczyźnie, której prezesem jest Juszczyk, to jedna z tych, którym się udało. Każdy z pięciu pracowników zarabia od 1,6 do 3,2 tys. zł na rękę. – Dostosowujemy ofertę do potrzeb rynku, oceniamy ryzyko – mówi Juszczyk. – Najpierw zajmowaliśmy się tylko usługami budowlanymi, potem poszerzyliśmy zakres m.in. o poligrafię. Organizujemy szkolenia dla matek bez pracy. Klienci nam ufają, bo jesteśmy stąd. No i potrafimy się dogadać, a to już połowa sukcesu.
There is no ads to display, Please add some
Witam , też jestem zainteresowana . Proszę o kontakt na maila . Pozdrawiam .
Poszukuje chętnych osób by taka spółdzielnie złożyć. Plan jest taki aby to była grupa osób która będzie w stanie szybko reagować w sprawach serwisowych , usterek domowych i tak na pewno potrzebni są elektrycy i serwisanci sprzętu agd oraz RTV hydraulicy,pomoc domowa ,sprzątanie , i z pewnością inne działy jeśli wiesz co możesz z nami robić napisz do mnie. będzie to firma działająca lokalnie tutaj ewentualnie rozszerzymy działalność na Oświęcim Pszczyna Bieruń i Tychy. jeden numer centrum serwisowego centrum wysyła dostępnego specjalistę w zależności od potrzeby centrum faktoruje usługę i rozliczamy się na ustalonych zasadach. jako ze jesteśmy spółdzielnia zasady wynagradzania są jawne wszystkim i nie ma tu tajemnic decyzje podejmujemy zawsze razem nie ma osoby prezesa każdy jest pracownikiem członkiem i rada nadzorcza.
Zapraszam
Witam, jestem zainteresowany proszę o maila.lub nr telefonu.